Jestem drapieżnikiem?!
Kiedy przywiozłam Miszę do naszego domu, był czteromiesięcznym hovkiem, o bardzo poważnym wyrazie pyska i bardzo grubych łapach. Swoją solidną już wtedy posturą i bardzo nie dziecinnym zachowaniem sprawiał wrażenie, jakby był o wiele starszy i mądrzejszy. Jednak to były pozory. Tak naprawdę miałam w domu duże psie dziecko, które dopiero poznawało świat, choć w tempie zawrotnym. Jedną z przygód edukacyjnych Miszy będę pamiętać do końca życia. A było to tak...
Po tygodniu od czasu, kiedy Misza zamieszkał z nami, wybrałam się z nim w odwiedziny.
Mój znajomy, miłośnik wszelkich stworzeń, mieszka w starej chałupince, w przeuroczym miejscu, w towarzystwie konia, psów, kotów i kozy. Koza, bo to ona pomogła Miszy w samookreśleniu, ma na imię Bebe. Jest bardzo towarzyska, mieszka w domu - jak tylko może się do niego wepchać, a jak nie, to w stajni z klaczą. Z gospodarzem chodzi, a raczej chodziła w gości, bo przestali ją zapraszać, gdy się okazało, że uwielbiała siusiać na tapczany we wszystkich pokojach gościnnych, które odwiedziła.
A więc Bebe, koza bardzo obyta i asertywna, upatrzyła sobie Miszę, a szczególnie jego tylną cześć ciała i bodła go tam ile mogła. Misza schował się pod wielki drewniany stół, stojący na środku podwórka i za nic w świecie nie chciał spod niego wyjść bez mojej asekuracji. No, ale w końcu udało mi się go namówić na wspólny spacer. Szedł znajomy, szłam ja, a między nami ósemkował Misiek z Bebe na tyłach. Trochę mi go było szkoda, ale w końcu miałam psa obrończego i to on miał mnie bronić, a nie ja jego. Koza świetnie się bawiła, Misza mniej, a my próbowaliśmy rozmawiać balansując między zwierzakami.
Nagle Misiek stanął... Stanęła koza zaskoczona zachowaniem Miszki. Stanęliśmy i my zdziwieni nagłą ciszą i spokojem. Zaniepokojona spojrzałam na mojego psa i...dam głowę, że zobaczyłam piłeczkę z bajki o Pomysłowym Dobromirze, która właśnie pukała go w czoło. Misiek postawił uszy, zmarszczył brwi, zabłysło mu oko i jak spojrzał na Bebe, to biedulka aż przysiadła. A potem nastąpiła nagła zmiana ról. I kto wie jakby się to skończyło (prawdopodobnie Bebe pogubiłaby nogi;-), gdybym trochę nie utemperowała myśliwskich zapędów psiura.
Ze spaceru wracaliśmy już w pełnej harmonii. Misza dumny jak paw, pewnie kroczył między nami. Bebe, lekko zagubiona dreptała obok, czujnie i z wielkim podziwem wpatrując się w Miszę.
A mnie spadł kamień z serca, że mój pies wybrał właściwą orientację;-)